Kucharz Raju i jego Kaju Kari (Cashew Curry, czyli orzeszki nerkowca w sosie curry) – dwa powody, dla których tęsknię za Jaisalmerem. Spod rąk pana Raju wychodziły najlepsze dania, jakie do tej pory jadłam w Indiach. Jeśli pan Raju założy sobie profil na Facebooku, to na pewno kliknę „Uwielbiam to!”.
A tak czasem powstają wpisy:
Internet w Indiach mimo że wolny, to niezawodny jeśli chodzi o zasięg! O dziwo był nawet szybszy w jadącym autobusie niż w pokoju hotelowym. Hm, może dlatego, że autobus jechał szybko?
Następny post będzie już z Bikaneru – i będzie mroził krew w żyłach…