Gdy przez telefon Paula powiedziała, że na plener jedziemy do Bindugi, oczami wyobraźni zobaczyłam step gdzieś w Kirgistanie :D. I w gruncie rzeczy niewiele się pomyliłam, bo było i swojsko i zarazem egzotycznie, przez chwilę lekko abstrakcyjnie ;). Był step nad Bugiem, w miejsce wielbłądów lama w roli psa pasterskiego, a do tego podwórko dziadka Piotrka z romantyczną jabłonką. Paula i Piotrek byli super naturalni i żywiołowi, spontaniczni i otwarci, mimo że poznaliśmy się tak naprawdę dopiero w dzień pleneru (wcześniej mieliśmy jedynie kontakt telefoniczny; ponieważ miałam zajęty termin, wykonanie reportażu z dnia ślubu powierzyli innemu fotografowi – teraz już wiem, co straciłam!). No i przesympatyczny dziadek Piotrka, który towarzyszył nam prawie przez całą sesję. Dzięki temu powstał jeden z moich ulubionych plenerów w tym roku, tych, po których realizacji wraca się do domu i uśmiecha przez cały wieczór. Zapraszam!
0 komentarze (y)